Bluszcz i mandarynki, czyli Teatr Poezji Teresy Nowak

Teresa Nowak czyta wiersz Zenona Fajfera - Krzeszowice, Biblioteka Publiczna, 14 listopoda 2013

 

autorska wersja audio – nagranie zrealizowane na Uniwersytecie Weneckim w ramach międzynarodowego projektu Phonodia: http://phonodia.unive.it/poem/widokowka-z-dublina/

 

 

Bluszcz i mandarynki, czyli Teatr Poezji Teresy Nowak

To się zdawało niemożliwe, to się zdawało nie do wiary; weszła do klasy, uśmiechnęła się i rzuciła czar. U większości to zaklęcie trwało dłużej, niż tylko tamtą chwilę, boleśnie przerwaną ukłuciem dzwonka, u innych jeszcze dłużej, mnie – zaczarowała na zawsze. Wciąż siedzę w tamtej ławce, patrząc na słowa tańczące nad moją głową i niezdarnie próbuję je schwytać, dotknąć zasłuchanymi oczami, zachować dla siebie chociaż jedno. Nikt nigdy wcześniej, ani nikt później, nie mówił do mnie tak niezwykłym językiem, mieniącym się tak delikatnymi barwami, nikt z taką czułą precyzją tak pięknie słowami nie malował. Miało się wrażenie, że każde zdanie wypowiadane przez Terenię, przez Panią Profesor Teresę Nowak, przez tę prawdziwą Zaklinaczkę Słów, opalizuje jak migoczący w rzece kryształ. Nagle zobaczyłem świat, o którego istnieniu nie miałem pojęcia, słowem i gestem stwarzany na moich oczach; niemożliwe do opisania uczucie, jakby się miało przed sobą ucieleśniony Wiersz.

O, jak ja zazdrościłem tym Magom Literatury, których dorożki zabierały nas w bohińskie rojsty, malinowe chruśniaki i zaułki cynamonowych ulic; jakże zazdrościłem tym różnym Srebroniom, Panom Cogito i Chłopcom z Deszczu, Statkom Pijanym i polatującym za nimi Albatrosom, i miłosiernemu Sercu Jaskółki wśród drzew schylonych, w zatrzęsieniu nagłych skrzydeł. Ale bardziej niż geniuszu zazdrościłem im tego niezwykłego doznania, kiedy Zaklinaczka Słów, w sposób absolutnie niewytłumaczalny, wyczarowuje z pomocą ich zaklęć wejście do tego zroszonego zielonym atramentem ogrodu. Ogrodu bardziej realnego niż świat dookoła, w którym najczulszą łzę roni łagodne oko błękitu, w którym orwellowską grawitację zastąpiła fizyka chagallowska, gdzie napisana sarna pije napisaną wodę z nieopisanego potoku. Żadnej pimkowszczyzny – Gombrowicz nie wykrztusiłby ani słowa przeciw poezji, gdyby miał chociaż jedną lekcję z Teresą Nowak.

Pamiętam ten moment (wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że było to 30 września osiemdziesiątego siódmego, chociaż mogłem się pomylić o kwadrans), kiedy widząc jasno i w jakimś szczególnym zachwyceniu pomyślałem, że ja też tak chcę. Wyobraziłem sobie, że pewnego dnia ten płynący nad rzeką melodyjny Głos może zechce ucieleśnić także mój wiersz? Nic wartego lektury wtedy nie powstało, ale myśląc o tym teraz, z perspektywy niemal trzydziestu lat, mam poczucie, że była to chwila wyjątkowa, chwila jakiejś nieskromnej iluminacji, zrozumienia kim się jest albo kim pragnie się być, coś, co na zawsze odmieniło moje życie. Wiem, jak patetycznie to brzmi, ale to właśnie Jej, Mojej Pani od Poezji, to zrozumienie w największym stopniu zawdzięczam.

Teresa Nowak z właściwą sobie skromnością powiedziałaby, że hiperbolizuję, jednak wpływ jaki na mnie wywarła – i nigdy nie przestała wywierać – był decydujący, większy niż jakiegokolwiek artysty, pisarza czy myśliciela. Choć nieraz miewaliśmy odrębne zdanie, potrafiliśmy się kłócić do ostatniego przecinka, to właśnie z Jej strony poczułem najsilniejszą zachętę do pisania, najmocniejsze wsparcie. I nic się pod tym względem nie zmieniło, do dzisiaj wiele moich utworów Jej radom i inspiracji zawdzięcza ostateczny kształt, a niektóre z nich bez Niej w ogóle by nie powstały.

Również tamto naiwne młodzieńcze marzenie znalazło niespodziewany finał. Otóż mam zaszczyt powiadomić, że wiosną dwa tysiące piętnastego, seansem Widok z głębokiej wieży, Jej ukochany Teatr Poezji po latach dał jeszcze jedną premierę. Piszę o tym z nieskrywaną dumą, wiedząc, że zanim Teresa Nowak sięgnęła po moje wiersze, stworzyła wiele niezapomnianych spektakli, niepowtarzalnych, magicznych podróży w głąb słowa, dla niejednego i niejednej będących najdroższym wspomnieniem z lat spędzonych w krzeszowickim liceum. Tym, którzy uczestniczyli w tamtych przedstawieniach śpieszę donieść, że bluszczu i mandarynek nie zabrakło także i teraz.

 

Zenon Fajfer

Widok z głębokiej wieży – seans poezji Zenona Fajfera według scenariusza Teresy Nowak: